OGÓLNOPOLSKI KONKURS GRANTOWY "RÓWNAĆ SZANSE 2007"
MIĘDZYSZKOLNY PROJEKT EDUKACYJNO-EKOLOGICZNY "WIDZIEĆ - OPISAĆ - POKOCHAĆ"
( K O N K U R S Y ) - Wśród
wielu zadań realizowanych w ramach projektu, szczególnym
zainteresowaniem cieszyły się konkursy:
fotograficzny, plastyczny, literacki, przyrodniczy.
-
Na konkurs literacki "Legenda o Dobrodzieniu i okolicach" napłynęło
kilkadziesiąt prac. Ze względu na różnice
wieku i umiejętności przyznano pierwszą
nagrodę i trzy wyróżnienia.
-
Nagrodę główną otrzymała Sylwia Górny -
uczennica
klasy 3 PG im. Jana Pawła II za pracę pod tytułem:
-
Legenda o Myślinku
Za siedmioma falami, za siedmioma wirami,
w morskich głębinach,
w najgłębszej wodzie, w zamku z czarnych korzeni, wśród
rzęs
wodnych żył przed laty
bezlitosny Dzień. Jego
broda była porośnięta wodorostami,
a zbroja pokryta rybimi
łuskami. Tarczę miał z pancerzy zabitych
raków, a koronę z jedwabistych włosów nimf
wodnych, które były mu posłuszne.
Z oczu potwora biło zimno, a jego serce
było twarde jak głaz. Dzień
nienawidził wszystkiego, co piękne, dobre,
bezbronne. Pragnął zawładnąć morskim światem
i sprawować władzę nad
jego mieszkańcami.
I tak się zdarzyło, że pewnego
dnia, kiedy niebo nad brzegiem
rzeki rozgorzało
błyskawicami, potwór postanowił
zdobyć kolejnych
niewolników. Dlatego płynął
przed siebie, zdecydował
zamienić mieszkańców przybrzeżnych osad
w rusałki wodne.
Zatrzymał się w miejscu,
gdzie niebo stawało
się jasne, a słoneczne
promienie ożywiały drzewa
i kwiaty. Oślepiający blask spowodował,
że zdziwiony potwór
wynurzył się z głębin.
Jego oczom ukazał się niezwykły
widok, ponieważ
po raz pierwszy zobaczył
tak dużą ilość osób skupionych w
jednym miejscu. Był to
jarmark, który miał częste miejsce w tutejszej
osadzie.
Mieszkańcy sprzedawali na straganach
swoje drewniane wyroby,
ubrania, szewc reperował
buty, a dzieci grały w
różnorodne zabawy. Na twarzach wszystkich
malował się uśmiech i
radość. Z oczu ludzi biło szczęście
i zadowolenie. Każdy
myślał o dobru innych,
dlatego życie w tej osadzie było marzeniem
wszystkich.
Widok ten ogromnie zezłościł morskiego
potwora, który pragnął
jak najszybciej pozbyć się uśmiechniętych ludzi.
W związku
z tym kobiety zamieniał
w syreny, a mężczyźni składali
mu okup: tłuste jedzenie,
gęsi, barany. Nic nie
pomagało.
Niektórzy nawet twierdzili,
że po tym jedzeniu Dzień miał jeszcze
potężniejszą
siłę i czynił większe
zniszczenia.
Potwór był zadowolony ze swojego
położenia, dostawał to,
czego chciał. Ludzie byli
mu posłuszni, dlatego postanowił
nie opuszczać tej okolicy.
Mieszkańcy odczyniali czary, szeptali
zaklęcia, próbowali święconej
wody, lecz wszystko na
nic. Dzień ani przebłagać
się nie dał,
ani walczyć z
nim nie było można. Znaleźli
się śmiałkowie, którzy
wchodzili do wody. Kilku
z nich nawet sam przywódca
osady wysłał, obiecując sowitą nagrodę.
Uzbrojeni
byli po zęby, lecz żaden
nie powrócił.
- Na potwora nie ma sposobu - tłumaczyli
ojcowie synom, a siostry
przestrzegały braci:
- Nie próbujcie tam iść. Nikomu
się nie uda.
Jeden z chłopaków, bardzo młody,
o zabawnym imieniu Myślinek,
powiedział któregoś
dnia do ludzi:
- Trzeba coś robić! Jeden człowiek
nic nie zdziała, ale jakby
wszyscy poszli ... . Gdyby cała osada stanęła
do walki ... .
Nie chcieli go słuchać. Szli do
swoich codziennych zajęć,
rozkładali towar,
otwierali stragany. Szewc
nawoływał do kupna
butów:
"Buty, buty, buciczki,
Miękkie jak rękawiczki!"
Myślinek chciał przywrócić ludziom
radość i szczęście.
Tajemnicą Dnia była klątwa króla
Oceanu. Pozwolił on bowiem
atakować potworom
jedynie od świtu do zmierzchu,
a władzę w ciemnościach
otrzymał jego brat,
Noc. W razie nieposłuszeństwa
i powodowania
jakichkolwiek przeszkód
w rządach jednego, drugi
ginął.
Myślinek nie wiedział o tym, lecz
pomyślał, że coś musi
się kryć w nocnym spokoju
potwora i postanowił to
sprawdzić.
Siedząc przed domem, wpadł na
genialną myśl. Dzień
nigdy nie atakował o zmroku,
natomiast już od świtu
przypominał mężczyznom o ich uwięzionych
kobietach,
ich jęk, bowiem rozlegał
się po całej osadzie.
Myślinek postanowił oszukać potwora.
Zakradł się nocą nad
rzekę i pochodnią ojca zaświecił wprost
w niewielką falę.
Na skutki nie musiał długo
czekać. Dzień wynurzył się i już chciał
krzykiem obudzić mieszkańców,
gdy nagle jego ciało zaczęło
się kruszyć.
Z jego korony odżyły nimfy,
skorupiaki powróciły do życia, rzeka wypełniła
się rybami, a zamienione
w syreny kobiety wyszly
na lad o własnych nogach.
Mężczyźni zbudzili się ze snu.
Radość, jaka zapanowała
w osadzie, była jeszcze
większa niż poprzednio,
wszyscy się cieszyli:
- Jesteśmy ocaleni! Myślinek
nas uratował! Dzień rozkruszył
się, a myśmy ożyli!
Chłopak płakał małymi łzami, z
wielkiej radości, że
wszystko się tak dobrze
skończyło.
Na cześć bohatera, mieszkańcy
nazwali miejsce zwycięstwa
jako jego własność:
Rzeka Myślinka.
O męskiej postawie Myślinka usłyszały
inne osady, które z chęcią
przybywały na jarmarki i na stałe osiedlali
się tam. Osada stawała
się coraz większa.
Przywódca postanowił nadać
jej odpowiednią nazwę.
Marzeniem wszystkich było to, aby
Dzień nie był zły, dlatego
nazwano osadę Dobry
Dzień. Z biegiem lat określenie
to zmieniono na Dobrodzień.
Nazwę, co prawda, zmieniono, lecz
mieszkańcy Dobrodzienia
nadal są życzliwi, radośni,
pogodni, odbywają się
tutaj targi, jest dużo zakładów stolarskich,
a z własności Myślinka
- jego rzeki - słychać czasem głosy rusałek:
- Zostańcie tutaj i bądźcie
szczęśliwi! Kochajcie
się!
- Kochajcie ... - powtarzają niewielkie
fale.
-
Wyróżnione zostały trzy prace.
-
- Magdaleny Opieli - uczennicy klasy
2 PG im.
Jana Pawła II za:
-
Legendę o Dobrodzieniu
Bardzo dawno temu
w pewnym miasteczku, (które nie
posiadało nazwy), panował bardzo
niedobry król. Był stary,
ale mimo swego wieku
był bardzo chytry i zły. Za jego
panowania ludzie byli biedni,
nie zawsze byli najedzeni
i napojeni. Król był tak
zły, że zlikwidował wszystkie place
zabaw w mieście.
Była to najpodlejsza i najgorsza
rzecz, jaką mógł uczynić
dzieciom.
Władca
nigdy się nie uśmiechał,
nie był ani radosny,
ani z niczego
zadowolony!
Zawsze miał ponurą
minę. Nie
lubił
zieleni
ani przyrody.
Jego poddani
bardzo go
nie
lubili!
Tak
bardzo wpłynął
swoim zachowaniem
na swych
poddanych, że stali
się tacy
jak on.
Ponurzy
i smutni.
Pewnego
dnia władcę odwiedził
jego nadworny
lekarz.
Zbadał
króla
i oznajmił
mu, że
jest
bardzo
poważnie
chory! W
pierwszej
chwili,
gdy władca
to usłyszał,
zdziwił
się, posmutniał.
Ale mimo
to nie zmienił swojego
zachowania.
Wieczorem
król położył
się
do łóżka,
chwilę
pomyślał
o całej
sytuacji,
o chorobie
i zasnął.
W nocy władcę
obudziły
trzaskające
okiennice.
Przebudził
się i
nerwowo
rozejrzał
się po
pokoju.
Nagle jego
oczom ukazał
się duch,
który oznajmił mu, że
w niedługim
czasie przyjdzie
po niego śmierć.
I jeśli
nie
zmieni
swojego
zachowania,
to po śmierci
jego dusza
będzie
się włóczyć
po
świecie,
aż do skończenia
świata.
Następnego
dnia król
o niczym
nie
pamiętał,
ale zachowanie
swoje zmienił
nie
do poznania!!!
Był
uśmiechnięty.
Podczas
porannej
toalety
śpiewał
w łazience.
Był miły
dla
służby.
Gdy wyszedł na dwór
zaczął
przytulać swoich
poddanych
i
rozdawać pieniądze.
W
szybkim
tempie
odbudował
place
zabaw
dla
dzieci,
kazał
posadzić w
mieście
drzewa,
kwiaty
i
inne
rośliny,
a
ludziom
kazał
pozdrawiać
się słowami "DZIEŃ DOBRY"! W miasteczku aż się "roiło" od
uśmiechów,
dobrych
gestów,
uczynków.
W
miasteczku
było przyjemnie,
miło
i
przede
wszystkim
kolorowo.
Pewnego
razu, gdy
wszyscy
poddani
zgromadzeni
byli przed
dworem
króla,
(ponieważ
czekali
na jego
wyjście
i przemówienie),
otrzymali
okropną
wiadomość.
Poprzedniej
nocy zmarł ich Pan.
Wszyscy
posmutnieli
i rozeszli
się do
swoich
domów.
Ludzie
mieszkający
w tym miasteczku,
postanowili
nadać
miejscowości
nazwę
na
cześć
króla.
Z
powodu
tak
dużej
zmiany
w
zachowaniu
władcy,
odrestaurowaniu
miasteczka
oraz
wprowadzenia
zwrotu "DZIEŃ DOBRY",
nazwali
je
DOBRODZIEŃ.
-
- Justyny
Szlezinger - uczennicy
klasy
3
PG
im.
Jana
Pawła
II
za
legendę pt.:
-
Skąd
się wzięła
rzeka
Myślinka?
Dawno
temu grupa
ludzi wędrująca
w poszukiwaniu
miejsca
na założenie
osady postanowiła
zrobić sobie
przerwę, aby nabrać
sił na dalszą
drogę.
Niestety
okazało
się, że
zapasy
żywności
i wody kończą
się. Do
najbliższej
rzeki było
daleko,
dlatego
podjęto
decyzję
o rozłożeniu
obozu. Mężczyźni
rozpalili
ogień
i cała grupa wspólnie
siedziała,
aż nadeszła
noc
i skonani
podróżnicy
zasnęli.
Następnego
dnia
przywódca
obozu
wstał
bardzo
wcześnie i
poszedł
szukać
wody,
jednak
poszukiwania
były
bezowocne.
Gdy
zmęczony
wracał
do
pozostałej
części
drużyny,
zamartwiał
się,
co
teraz
poczną.
Po
jego
powrocie
kobiety
zaczęły
szykować
posiłek.
Nad
ogniem
upiekły
mięso.
Zapachy
unosiły
się jakby
była
wielka
uczta.
Dowódca
był
strasznie
głodny,
ponieważ
z
obawy
o
innych
nie
jadł
najdłużej.
Zapachy
były
coraz
intensywniejsze,
aż
zaczęła
mu
lecieć
ślinka.
W
miejscu,
gdzie
upadła
wypłynęła
woda.
Z
każdą
sekundą
było
jej
więcej.
Zadowolony
krzyczał na
cały
głos,
że
wydarzył
się cud.
Reszta
załogi
także
była
zdziwiona
nagłym
pojawieniem
się wody,
która
zamieniła
się
w
wielki
strumień.
Zaczęli
pytać
mężczyznę, jak
to
się stało?
On
sam
nie
był
tego
pewny
i
rzekł
do
nich: "Poczułem
zapach
jedzenia
i
z
ust
wypłynęła
Myślinka".
Obozowicze
postanowili nadać rzece,
która
powstała, nazwę MYŚLINKA,
ponieważ
strumień powstał
w
miejscu,
gdzie
spadła
ślinka.
Cała
załoga osiedliła
się na
stałe
wśród
lasów, nad
rzeką
z
czystą,
błękitną wodą.
Rozpoczęło
się dla
nich
nowe
życie.
Zaczęli
uprawiać
urodzajną glebę -
rędzinę.
W
późniejszych
czasach
osada
ta
przybrała
nazwę Rędzina.
-
Trzecie
wyróżnienie
otrzymała
- Anna
Stich -
uczennica
3
klasy
gimnazjum
specjalnego
za
pracę pt.
-
Skąd
się wziął
herb
Dobrodzienia?
Zły
czarownik
zaczarował
pięknego
młodzieńca
w orła,
a piękną
dziewczynę w różę
i zamknął
ich z dala od
świata.
Różę włożył
do dzbana,
a orła
zamknął
w
klatce.
Nikt nie
wiedział,
co stało
się z piękną
córką rzemieślnika
i synem
króla.
Pewnego
razu służąca
złego
czarownika
wykradła
klucz
i prowadzona ciekawością weszła
do tajemniczego
pokoju.
Gdy światło
dostało
się do
pomieszczenia,
uschnięta
róża nagle
ożyła i
zamieniła
się w
piękną dziewczynę, a orzeł
wyleciał
z klatki
i zamienił
się w pięknego
młodzieńca.
Królewicz
ukarał
czarownika
i wtrącił
go do lochu,
a wejście
kazał zamknąć
głazem.
Piękna
Aldona
i królewicz
Karol pobrali
się, założyli
ród dobrodzienian,
żyli długo
i szczęśliwie.
A na pamiątkę czasu rozstania
umieścili
w herbie
połowę róży i
orła.
Wyróżniono
dwa reportaże:
-
Sylwii
Górny i Moniki Sczygiol - uczennic
klasy
3 PG im.
Jana Pawła
II
Sylwia Górny "Niepewne
jutro"
Stare
porysowane
bloki.
Brudne,
ciemne
klatki
schodowe. Gdzieniegdzie
stoi
uszkodzona ławka.
Parę huśtawek
z
odłażącą farbą i nieczysta,
zaśmiecona
piaskownica ... .
Pani
Zofia mieszka
na
3. piętrze
przedwojennego
bloku.
Zajmuje
dwa pokoje,
kuchnię i łazienkę.
Jak twierdzi, nie potrzeba jej niczego więcej.
Dwa
razy w
tygodniu
odwiedzam
ją i oferuję pomoc przy zakupach.
Każdy
samotny
mieszkaniec
Dobrodzienia
ma swoją własną historię.
Niegdyś był kochany
i miał opiekę.
82-letnia bohaterka
mojego
reportażu
od wielu
lat jest
wdową. Jej córki
mieszkają na Śląsku,
a wnukowie wyjeżdżają poza
granice Polski,
aby utrzymać swoje
rodziny.
Bliscy dzwonią do
niej i
pytają czy czegoś nie potrzeba.
-
Nie zależy
mi na jakiejś rzeczy.
Wolałabym życzliwą rozmowę - twierdzi
ze smutkiem
wiekowa
kobieta. Wierzy również, że dożyje
chwili,
gdy wszystko
ulegnie
zmianie,
a
ukochane
osoby będą blisko,
lecz coraz
częściej
dopadają ją wątpliwości.
Pełna obaw
powtarza wówczas:
-
Boję się o przyszłość wnuków.
Co dzień modlę się do
Boga, prosząc
o zdrowie
dla córek i ich rodzin.
Pani
Zofia oglądając
portrety
bliskich,
wyznaje: "Tęsknię za moimi
krewnymi.
Szczególnie za prawnukami".
Na wspomnienie
o nich
w jej oczach
zawsze
pojawia
się smutek.
Życie
jest trudne,
lecz
nie można
uciec
przed przeznaczeniem.
Bohaterka
mojego
reportażu
w wieku
sześciu lat spadła
z balkonu
na drugim piętrze. To wydarzenie
zmieniło
wszystko.
Odpowiednia
dieta i
monotonne życie
to jej szara codzienność.
Pani
Zofia żyje
z dnia
na dzień.
Każdego
ranka
połyka
tabletki.
Podtrzymujące czynności życiowe.
Szereg badań,
którym
była poddana
nie wskazały
jednoznacznej
diagnozy.
-
Lekarzy
nie obchodzi
los
starej
kobiety.
Jednak nie
dziwi
mnie to.
Każdy
ma swoje życie i
własne problemy - twierdzi.
Sąsiedzi
cenią staruszkę za zwykłą,
ludzką
życzliwość i uśmiech
na twarzy.
Każdy z
chęcią udziela jej
bezinteresownej
pomocy.
Niestety
pani Zofia
z trudem
porusza się,
ma również problemy
ze wzrokiem i ze spokojnym
snem.
Odwiedzając podopieczną,
zauważyłam
nieskonsumowane,
lekkostrawne
posiłki.
Przypadkiem
dowiedziałam
się, że pod szerokimi
swetrami,
spódnicami
kryje się wątłe
ciało,
ważące
zaledwie
45 kg.
-
Moje życie
już się kończy,
wiem
o tym i
nie mam
ochoty
wpychać w siebie
te wszystkie
zasoby witamin.
Czasem czuję się po
prostu niepotrzebna.
Teraz świat
należy
do
młodych,
lecz nie
wszyscy mają takie
serca jak Ty - mawia
staruszka.
Kiedy
panią Zofię odwiedza
któraś z córek,
wówczas
razem spacerują,
idą na
cmentarz
i do kościoła.
Kobieta
twierdzi, że nigdy sama
nie opuściłaby
drzwi swojego
mieszkania.
-
Nie należy
jednak traktować każdą napotkaną osobę jako
przestępcę i
wroga.
Pomimo tego
wolę zachować ostrożność
- dodaje.
Zło
dzisiejszego
świata
ma
wielki
wpływ
na
wyobrażenia
i
opinie innych.
Nawet
tak
małe
miasteczko
jak
Dobrodzień niesie
ze
sobą wiele
zagrożeń.
Przytoczony
przeze
mnie
we
wstępie
opis
skrawka
Dobrodzienia,
który
jest najbliższy
staruszce,
zaskakuje.
Nigdy
nie
zastanawiałam
się,
jaki
lęk
odczuwają na
myśl o rodzinnym
miasteczku
niektórzy
jego
mieszkańcy.
Zwłaszcza "nocne
przechadzki" młodzieży
są nocną zmorą 82-letniej
kobiety.
-
Zasypiam,
a po chwili
budzą mnie hałasy
z podwórka.
Modlę się, aby
nie zapukali
do moich
drzwi - wyznaje drżącym głosem.
Tym
wydarzeniom
można zapobiec.
Czemu jeszcze
możemy
się przeciwstawiać,
aby następny
dzień był bezpieczniejszy
od
poprzedniego?
Córki
pani Zofii
myślały
już o
domu opieki
dla
matki,
która
nie chce
opuszczać Dobrodzienia.
Niestety coraz
częściej
w wielu
tego
typu ośrodkach
chorzy
są traktowani
jak zwierzęta
w schroniskach:
bezdomne, nikomu
niepotrzebne,
niekochane.
Czy starość oznacza
samotność?
Czy
zatem osoby
takie jak
bohaterka
mojego reportażu
są skazane
na decyzje
innych?
Nie
mają własnego zdania?
Z
biegiem
lat życie
już nie cieszy.
Usłyszane
w
radiu informacje
zaskakują,
powodują niepokój.
Monotonia prowadzi do
szału,
a życie
boli ... .
Pani
Zofia to
jedna z
tysięcy
osób, którym
warto
pomóc,
które mają w sobie
odrobinę energii,
miłości
i złote serce.
-
Monika Sczygiol "Czy
życie
samotnej
staruszki
może
być ciekawe?"
Są
ludzie,
którzy mieszkają
samotnie,
rzadko kiedy
wychodzą
z domu,
przez
dłuższy
czas z nikim
nie rozmawiając
żyją w swym
własnym
świecie. Osoba,
o której
chcę napisać
to, siedemdziesięcioletnia
kobieta.
Od
dziesięciu lat, po
śmierci męża żyje
samotnie
na wsi.
W
jej życiu
nie dzieje
się nic
nadzwyczajnego,
dzień
od kolejnego
dnia niczym
się
nie różni.
- Wstaję o świcie,
nie
potrzebuję
budzika,
bo dzień
w dzień
budzę się z
pierwszym
pianiem
koguta -
śmieje
się pani
Teresa.
- Potem rozpalam
ogień
w piecyku
i wyczekuję na młodzieńca
z sąsiedztwa,
który
przynosi mi świeżutkie
bułeczki,
jem śniadanie
i zaraz
idę
do mojego
"zwierzyńca",
karmię
kury,
kota, i mojego wiernego
psa Wloki.
Spędzam
z
nimi dużo
czasu,
od nich
uczę się spostrzegać
świat,
potem gotuję
obiad i
idę na
pogawędki
do sąsiadki,
po powrocie
zabieram
się do
mojego
haftowania
i wyszywania, poświęcam
temu dużo
uwagi.
Haftuję do czasu,
kiedy
zapada
zmrok, potem odmawiam
różaniec
i kładę się
spać.
Nie
jednemu
z nas po
tygodniu
znudziłoby
się takie
życie.
Bylibyśmy
spragnieni przygód
i wyzwań.
Dla staruszki
jest to
czas,
w którym
może odpocząć, zastanowić
się nad
minionymi latami.
- W
życiu
dużo przeszłam,
mieliśmy
z mężem
pięcioro
chłopców,
musieliśmy
pracować
na
roli, znaczy
się mąż
z dziećmi,
ja zajmowałam
się domem.
Gotowałam,
sprzątałam,
prałam,
pomagałam
im tylko podczas
żniw.
Nie było
tak łatwo.
Teraz
są pralki,
zmywarki,
roboty
kuchenne,
ja musiałam
robić wszystko
ręcznie.
A chłopcy
mieli wilczy
apetyt.
Jednak
to
wszystko
sprawiało
mi radość.
Z mężem
tworzyliśmy
wzorową
parę. Zawsze
nasze dzieci
były wzorowo
wychowane
i czysto
ubrane
- płacz -
bardzo brakuje
mi
tej krzątaniny
i hałasu
w domu. Zawsze
było tyle
śmiechu,
pisku i
krzyku - wspomina - teraz słychać
tylko rozchodzące
się "stuki" wskazówek
zegara.
Kobieta
nigdy się nie użalała
nad sobą,
jak
mówi: "Każdy
ma
swoje przeznaczenie
i człowiek
nigdy tego
nie zmieni".
Na
jej twarzy
ciągle
gości
serdeczny
uśmiech.
Jej
synowie
rozjechali
się po
wielkich miastach,
założyli swoje
rodziny
i prowadzą
własne
firmy. Często odwiedzają swoją matkę.
Pani Teresa
zawsze
z niecierpliwością wyczekuje
swoich wnucząt.
- To
prawdziwy
raj w domu,
kiedy wszyscy
się zjadą,
mam
wtedy wrażenie,
że wszystko
jest po
staremu,
że żyje Józek,
siedzimy
wszyscy
przy
stole,
zajadając
sernik.
Pawełek
zawsze
mówi: "Babciu,
twój sernik
jest najlepszy
w całej
Europie" -
śmiech -
Czasami
nie mogę
się nadziwić,
ile to człowiek
potrafi
wymyślić.
Każdy
z wnuków
ma swoją
komórkę,
mają
również
"malutkie
prostokąciki",
które podobno
grają.
Synowie
wyciągają na stół swoje
laptopy
i pokazują zdjęcia
z wakacji.
Kiedyś
tak nie
było! Ludzie
nie byli
tak zapracowani,
było
więcej
czasu na
rozmowę i zabawy.
Zamiast
Sm ...
ludzie
pisali listy.
No cóż, czasy się zmieniają i
my musimy
iść razem
z nimi.
Jak
widzimy
życie 70-letniej
kobiety
nie musi
być
takie szare
i ponure.
We
wszystkim,
co robimy,
możemy odnaleźć radość.
|